Cris Froese Picks

środa, 24 marca 2021

Tajemniczy kontakt (11)

 Rozdział11

 

Od około miesiąca Maria czuła się fatalnie. Fizycznie nic jej nie dolegało. ale popadła w jakiś paskudny nastrój.

Ogarnął ją ogromny smutek. Nie było ku niemu żadnego wytłumaczalnego powodu, ale smutek zaistniał. Pojawił się ot tak znienacka i zawładnął Marią, powodując emocjonalny ból.

Miała wrażenie, że coś bardzo smutnego miało się wydarzyć, czasem czuła nawet, że coś smutnego już się wydarzyło. To było takie dziwne, wprowadzało niepokój.

Kiedyś podczas rozmowy z Witkiem wspomniała o tym – Wiesz, mam jakieś dziwne przeczucie, że stanie się coś złego.

Ale Witek skwitował – Przyjdzie czas, będzie rada. Po co martwisz się na zapas. Przeczucie, które nie wiadomo skąd się bierze może wcale nie być twoje.

- Ale jak to nie moje? – zdziwiła się.

- No, bo czasem nasze – wydawałoby się – myśli czy właśnie przeczucia wcale nie są nasze. Odbieramy różne takie rzeczy z otoczenia, w którym mieszkamy ze zbiorowej świadomości, także z telewizji.

Z początku Maria była zaskoczona takim wyjaśnieniem, ale po chwili zastanowienia zgodziła się z Witkiem. Przykładem mogły być choćby reakcje przy czytaniu książek. To pisarz wymyśla historie, nadaje postaciom odpowiednie charaktery do odgrywania ról, a czytelnicy autentycznie odczuwają emocje, których źródło przecież nie tkwi w nich.

Mimo tego całego rozumienia Maria dalej czuła się źle i żadne wyjaśnienia nie pomagały. Przygnębiało ją wszystko. W pracy jakoś trzymała się, bo musiała, ale wolne dni zamieniły się w udrękę. Nie wiedziała co ze sobą począć. Jeśli coś robiła to z przymusu. 

Zaprzestała biegania, a nawet spacerów. Książki leżały nie tknięte, chociaż już przedłużyła ich wypożyczenie. 

Ojcu wspomniała coś o przedwiosennym przesileniu, przemęczeniu, ale ile takowym mogła się zasłaniać?


Aż w końcu pewnego dnia nastąpił przełom.

W poprzedzającą go noc nie mogła spać i strasznie się męczyła. Wpadała w krótkie drzemki, podczas których miała coś na kształt niezbyt przyjemnych snów. Dopiero nad samym ranem zapadła w głębszy sen.

Śniło jej się, że stoi przed wiejską chatą. Chata była stara, drewniana z małymi okienkami. Wszędzie wisiały suszące się pęki ziół. Maria zorientowała się, że stoi w długiej kolejce do tej chaty. Wokół niej stali różni ludzie. Ubrani byli w jakieś długie do ziemi suknie czy raczej szaty. Głowy kobiet spowijały duże chusty.

Nagle znalazła się w środku chaty. Było ciemnawo. Dopiero po chwili zobaczyła na środku izby siedzącą przy stole kobietę.

- Z czym przychodzisz? – zapytała kobieta przyjaznym, ciepłym głosem.

Maria nie wiedziała dlaczego się tam znalazła, więc próbowała szybko sobie przypomnieć.

- Podejdź bliżej Mario – głos był taki kojący, kochający – Przyszłaś…

Maria zrobiła kilka kroków i znalazła się obok prostego, zbitego ze zwykłych desek stołu.

- Ja…  zapomniałam… moja pamięć…  -  zaczęła się usprawiedliwiać, przenosząc wzrok na kobietę i… zamarła!

Przed nią siedziała ona sama! Tyle, że dwadzieścia lat młodsza i w innym ubraniu…

 

Na skutek doznanego we śnie szoku obudziła się natychmiast.

Sięgnęła do szuflady po zeszyt do zapisywania snów. Już nie pamiętała kiedy zrobiła w nim ostatnie notatki. Tyle czasu nic się jej nie śniło, a tu nagle taki sen!

Ale co to za sen...  i kto mi się przyśnił? Kim była ta kobieta? Dlaczego wyglądała jak ja? – Maria gorączkowo notowała i analizowała jednocześnie.


Schowała zeszyt do szuflady i zaczęła gapić się w nocną lampkę.

Chyba powinnam już wstać – doszła do wniosku po jakimś nie mierzonym czasie – Ale z drugiej strony... co będę robić…

Bezwiednie położyła się z powrotem.  Sceny ze snu trochę bladły.

- Podejdź bliżej Mario… przyszłaś… - nagle znów pojawił się gdzieś w niej głos tamtej kobiety i sen powrócił z całą mocą.

Zwróciła się do mnie po imieniu! - dopiero w tej chwili to sobie uświadomiła -  Skąd wiedziała, że to ja weszłam? Zaraz, co ja mówię, przecież to ja sama tam siedziałam… Ale jak to możliwe…? O Boże, czy ja zaczynam wariować?

Im więcej Maria myślała o tym śnie tym w gorszym stanie było jej samopoczucie. 

Zaczęła składać wszystko do kupki. Od dawna była w dziwnym stanie. Te nastroje bez powodu, smutek, przygnębienie. Brak celu… A teraz rozdwoiłam się... ? - pomyślała ze strachem - To chyba wyglądało już na coś więcej niż depresję.

 

Około południa poszła na spacer. Nie dlatego, że miała ochotę pobyć na łonie natury, tylko po to, żeby wyjść gdzieś jak najdalej. W domu nie umiała znaleźć sobie miejsca ani zajęcia, a nie chciała martwić ojca widokiem swoich oczu, z których wyzierał prawie obłęd. Co by miała mu wyjaśniać, skoro sama tego nie rozumiała. 

Poszła więc po prostu przed siebie. Jakąś napotkaną miedzą polną, byle dalej. Na bezludzie.

Przedwiosenne pola były takie puste. Łyse. Jakby odarte z czegoś. Jakby ktoś ograbił je chciwie z czegoś cennego. Ten widok był odbiciem jej uczuć, jej wnętrza. Ona też tak się czuła – ograbiona z czegoś. Może ze wszystkiego… Niebo zakryło się ciemnymi chmurami i dopełniało tło obrazu.

Patrzyła na te wiszące chmury nad polem i przez moment poczuła cały ich przytłaczający ciężar na sobie.  Nie mogła już tego unieść…

Zatrzymała się i krzyknęła resztką sił – Dosyć!

Potem usiadła wprost na suchej zeszłorocznej darninie, nie zważając na zimną jeszcze ziemię i rozpłakała się.

Już nie starała się niczego zrozumieć. Nie miała siły. Nie była w stanie już nad czymkolwiek rozmyślać, zastanawiać  się czy analizować. Było jej wszystko jedno. Chciała tylko posiedzieć sobie w szczerym polu…  Wszystko odpuściła.

Po gwałtownym, krótkim płaczu zamknęła oczy i siedziała tak w całkowitej rezygnacji.

Jak długo, nie wiedziała, ale w końcu ocknęła się jak z głębokiego letargu. 

Zauważyła, że siedzi obok dużego krzaku dzikiej róży. Zdziwiła się tym widokiem. Wstając zdziwiła się jeszcze bardziej, bo za jej plecami rosło drzewo, o które się opierała. Była to polna grusza. Kilka małych zasuszonych owoców ciągle wisiało na rozkrzewionych gałązkach.

Po drugiej stronie gruszy rosło kilka krzaków głogu. Rozejrzała się dokładnie w obie strony. Na całej miedzy rosły sobie przycupnięte krzaczki, większe i mniejsze, a gdzieniegdzie między nimi drzewka dzikiej jabłonki czy jarzębiny.

I chociaż widok tych krzewów i drzewek był nijaki jak to na przedwiośniu, to jednak stało się coś takiego, że Maria ujrzała w tym prawdziwe, naturalne klejnoty. Naturalne piękno miedzy lśniło przed nią niczym perła między polami. 

Wszystko, co na niej rosło zdawało się uśmiechać do Marii i wołać – Zobacz, jesteśmy życiem o każdej porze.

Zamrugała mocno, nie dowierzając - Jakże mogła tego wszystkiego wcześniej nie widzieć? 

Uśmiechnęła się szczerze, a ciepło tego uśmiechu rozlało się w jej sercu

I poczuła się w jednej chwili lekko i radośnie. Patrzyła na miedzę jak na przytulne, bliskie miejsce. Miała wrażenie, że  miedza zaopiekowała się nią, wyciągnęła z niej cały smutek i rozpuściła go.

Z jednej strony wydawało się jej to głupie, a z drugiej czuła, że tak, że tak właśnie się stało. Rozejrzała się dookoła. 

Chmury były przerzedzone, zmieniały się w białe obłoki. Pomiędzy nimi niebieściło się niebo i prześlizgiwało się coraz więcej promieni słońca.

Nad zaoraną ziemią pojawiły się nie wiadomo skąd polne skowronki. Ćwierkały i szczebiotały radośnie. Wznosiły się w górę, robiły salta, opadały w dół udając nurkowanie, aby tuż nad ziemią wziąć zakręt i znów sunąć w górę.

Radość ptaszków była tak rozbrajająca, że Maria roześmiała się głośno! I okręciła się kilka razy wokół siebie!

Ojej! – Co ja robię, może ktoś mi się przygląda – pomyślała odruchowo w pierwszej chwili i szybko rozejrzała się, ale było jej tak wesoło, że śmiejąc się okręciła się jeszcze parę razy w drugą stronę.


Wracała do domu z lekkością. Pamiętała w jakim nastroju była przedtem, ale on już jej nie dotyczył.

Czuła się tak jakby ta miedza przełączyła w niej niewidzialny pstryczek. Nagle coś się przemieniło... Nie wiedziała jak to nazwać, ale czuła to wyraźnie. Wiedziała... wiedziała więcej. Rozumiała inaczej. Świat był inny niż myślała... Życie było inne... Było takie proste i piękne. 

Maria czuła w sobie rosnącą radość.  Skąd nagle tyle radości we mnie… ? - pomyślała retorycznie, ciągle się uśmiechając.

Ze zrozumienia, ono zwolniło blokadę... - odpowiedziała sobie, niczemu się nie dziwiąc 

 

Cdn. 

       

czwartek, 14 stycznia 2021

Rozdział 10

 O Zmianie

Jakiś czas temu zmieniłam sposób pisania mojego bloga. Stało się to tak jakoś samo, z dnia na dzień, bez szczególnego zastanawiania się z mojej strony, że dokonuję zmiany. Zamiast tradycyjnego wpisu, zamieściłam fragment mojej zaczętej kiedyś książki, potem drugiej. Zauważyłam, że taki sposób póki co bardziej mi odpowiada.

Z jednej strony mam mniej czasu do dyspozycji, bo udzielam się z pomocą w wychowaniu wnuków. Z drugiej nie chcę brać udziału w dyskusji na temat „zarazy”, która jest obecna na blogach, w komentarzach, bo to nikomu nie służy. Wybaczcie kochani, że Was nie odwiedzam.

Ale chcę utrzymać aktywność bloga, bo to jest kawałek mnie samej.

Nie wiem jak długo tak będzie, ale póki co będę dopisywać kolejne rozdziały książki „Tajemniczy kontakt”.

Jak mi to wychodzi… Cóż, poszłam na żywioł. Nie zawsze mam czas, nie zawsze mam venę. Ale piszę, bo to jest to, co lubię.

Jakkolwiek by mi to nie wychodziło, biorę odpowiedzialność za moje pisanieJ

 

Z dnia na dzień dokonała się zmiana życia w naszym świecie. Zmiana, która ciągle trwa i nie wiadomo kiedy się skończy. Ale wszystko jest zmianą. My ciągle się zmieniamy. W całym kosmosie wszystko nieustannie się zmienia. To, co dzieje się na Ziemi też się zmieni.

W Nowym 2021 roku życzę sobie i Wam Kochani dobrych, mądrych, pięknych zmian!

 

 

Rozdział 10

 

Maria szła, co raz bardziej zwalniając kroki. Dróżka rozgrzana słońcem wiła się przed nią, pomykając wśród skał na wzgórze. Tam urywała się w zagajniku zielonych drzew. Słońce przygrzewało mocno i Maria z tęsknotą spoglądała na tą zieloną oazę.  Była w drodze już dość długo. Doszła wreszcie do upragnionych drzew i z ulgą usiadła na dużym, płaskim kamieniu. Cień roztaczał przyjemnie aurę chłodu. Rozprostowała plecy i wyciągając szyję odchyliła się do tyłu. Ręce oparła na kamieniu dla równowagi i wyciągnęła przed siebie bose stopy. Ciemnozielona szata zwisała z jej nóg delikatnie falując nad ziemią…  Czuła przyjemne, chłodne powietrze na szyi i chłód kamienia na rozgrzanych dłoniach…

Nagle przebudziła się!  W pierwszej chwili nie wiedziała co się stało… dlaczego było ciemno?

Dobra chwila minęła nim zorientowała się, że to był sen.

Sen był bardzo realny… Ciągle czuła chłód tamtego kamienia… 

Po omacku poszukała komórki i włączyła ekran. Była 3:33.  Środek nocy.

I znowu ten sen...  

Namacała notes i świecąc komórką pośpiesznie zapisała kilka szczegółów ze snu. Za namową Witka zaraz po przebudzeniu robiła notatkę, dwa krótkie zdania, kilka różnych słów. To wystarczało.  Rano, gdy rozpisywała te notatki, pamięć uaktywniała się i sen wracał, a przynajmniej jego większa część.

Pewnym było, że sen musiał coś dla niej oznaczać. Próbowała go rozszyfrować tyle razy, ale nie mogła wpaść na żaden trop. Zaczęła zapisywać te sny w nadziei, że czytając je potem może na coś wpadnie. Za którymś razem, podczas takiego snu zaczęła odczuwać mocne przyciąganie, jak wołanie, tyle że bez słów. Przyszło jej wtedy na myśl, że tamta kobieta ze snu czeka na jej reakcję… może na pomoc.

Im więcej Maria zastanawiała się nad tym, tym mniej rozumiała…

Za każdym razem śniło jej się to samo miejsce – krótszy lub dłuższy odcinek ścieżki w bardzo jasnym słońcu. Po obydwu stronach ścieżki widziała kamienie czy też skały. Czasem patrzyła na górę w oddali albo na jezioro. No i spotykała tą kobietę, ubraną w szatę jak z biblijnych czasów… Czasem ją spotykała, ale innym razem – tak jak tej nocy – sama była tą kobietą… Nie wiedziała jak ma to rozumieć?

W zakamarkach pamięci wracała na ścieżkę wiodącą na wzgórze w poszukiwaniu jakiegoś punktu zaczepienia, aż do ponownego zaśnięcia.

 

 

- Lilunia, aleś Ty piękna! Coraz piękniejsza! – dziadek uścisnął wnuczkę, po czym wypuścił, okręcił dookoła i znów oplótł ją ramionami.

Dziewczyna śmiała się odwzajemniając uściski – Ale się za tobą zstęskniłam dziadku!

Maria przyglądała się tej scenie z uwielbieniem w oczach i ciepłem w sercu. Wraz z przybyciem Lilki cały dom ożywiał się i wypełniał energią młodzieńczej radości.  Tak było za każdym razem kiedy córka przyjeżdżała do domu.

Lilka przyleciała na dwa tygodnie letniego lipcowego urlopu. Dwa cudowne tygodnie razem. Maria była szczęśliwa i wiedziała, że wykorzysta każdą chwilę z tych dwóch tygodni wyłącznie na cieszenie się swoim dorosłym, lecz zawsze dzieckiem.

 Od ostatniej wizyty córki, w Marii zaszło wiele zmian. Patrzyła teraz na otaczający ją świat innym, jakby nowym spojrzeniem. Ale przede wszystkim takim nowym spojrzeniem patrzyła na samą siebie. Poznawała siebie na nowo… A może tak naprawdę poznawała siebie po raz pierwszy…

Była świadoma… Była przebudzoną świadomością… Wszystko teraz było inne, choć niby takie jak przedtem.

 

Lilka z uśmiechem zadowolenia zarzuciła torbę z zakupami na ramię i przenosząc wzrok na Marię zauważyła pytająco

– Wiesz Mamuś… coś się w tobie zmieniło… Nie wiem właściwie co, ale to jest coś fajnego – przekrzywiła głowę z wyrazem głębokiego zastanawiania się – Jesteś jakaś weselsza niż kiedyś. Bije od ciebie taka radość… jak od zakochanej osoby…  

Zaraz! A może ja o czymś nieee wieem…  – Lila przeciągając, zmrużyła jedno oko i zajrzała matce w twarz.

Maria wybuchła śmiechem.

- A ten Witeek…? Może trzeba by wziąć go pod lupę – Lilka udawała Sherloka Holmsa ze szkłem powiększającym.

Lila przybierała komiczne miny, a Maria zanosiła się od śmiechu. Obie przyciągały uwagę przechodniów

– Chodź, wejdźmy na lody – Maria wskazała lodziarnię – Przyda ci się coś na ochłodzenie córuś.

Rozsiadły się wygodnie przy narożnym stoliku i zamówiły zamrożone słodkości.

-  Witek jest wspaniałym chłopakiem –  powiedziała Maria poważniejąc nieco – A dla mnie jest tylko i aż wspaniałym kolegą, przyjacielem.

Lila wyglądała na trochę rozczarowaną takim obrotem sprawy.

Maria widząc jej minę, przyłożyła dłoń do ust i zniżając głos wyszeptała:

- Ale masz rację córciu –  Jestem zakochana…

Maria widząc rozszerzone oczy córki dodała ze śmiechem - W życiu! Kocham życie, zwłaszcza jak ciebie tutaj mam.

- Och, ja też cię kocham Mamuś – obie wymieniły czułe spojrzenia, po czym Maria dodała:

– A Witka poznasz. Dziadek zaprosił go na jutrzejszego grilla. Witek każdemu da się lubić, sama zobaczysz. Poza tym on ciekawy jest opowieści z Anglii.

Okazałe kolorowe pucharki z lodami, owocami i polewą pojawiły się właśnie na stoliku, co zakończyło chwilowo dalszą rozmowę.

 

- Na cmentarzu zawsze panuje taki spokój… Ty też tak czujesz Mami?

- Tak… lubię ten klimat – Maria poprawiała kwiaty w wazonie – Wyciszam się będąc tutaj. Ale kiedyś tego nie zauważałam… Było mi zbyt ciężko, smutno…

- Wiem Mami… Kiedy o tym myślę, wydaje mi się, że czuję twój sierocy ból… To musiało być dla ciebie straszne. Ale tak naprawdę nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że można nie mieć mamy…

Lila podeszła do Marii i objęła ją ramieniem – Smutno mi, że jutro muszę cię znów zostawić. Dopiero co przyleciałam i już po urlopie… Czemu ciągle trzeba się rozstawać…

- Tak już jest kochanie – Maria także objęła ramieniem córkę i stały tak jeszcze długo, przytulone do siebie, pogrążone w zadumie nad grobem mamy i babci.

A drzewa szumiały, kołysane delikatnie podmuchem letniego wietrzyku.

Cdn.


czwartek, 1 października 2020

Tajemniczy kontakt(9)

 

Rozdział 9


W Leniewie wiosna wybuchła majem. Zieleń drzew, kwitnące krzewy i skwerki z wiosennymi kwiatami rozpostarły swój wiosenny urok, ciesząc oczy mieszkańców. W strefie nadrzecznej zrobił się spory ruch. Tam dzika przyroda pełna ptactwa, współgrała z tą stworzoną rękami człowieka.  Było cudnie jak w rajskich ogrodach. Ludzie spacerowali, siedzieli na ławeczkach zachwyceni corocznym cudem odradzającego się życia.

Maria siedziała na tarasie kawiarni „ U Leśnej Wróżki”. Podziwiała przepiękny widok na okolicę, czekając na swoich gości – niewielkie grono ludzi z pracy. 

Miała urodziny. Zwykle urodzinową kawę piło się po prostu w biurze podczas przerwy, ale w tym roku Maria chciała inaczej. Chciała czuć wyjątkowość tego dnia. 

Do kawiarni przyszła trochę wcześniej. Chciała w tej pięknej scenerii pobyć chwilę sama. Sama ze sobą, ze swoim życiem. 

Słońce przyjemnie grzało. Przymrużyła powieki, bawiąc się gamą kolorów pojawiających się nad i pod rzęsami. Chwila była zabawą… jak w dzieciństwie.

Myśli Marii pofrunęły w przeszłość do lat dziecięcych, potem dalej aż do dnia swoich narodzin. Próbowała w wyobraźni wejść w tamtą chwilę, poczuć to, co wtedy czuła… Czy rodząc się wiedziała jakie będzie jej życie…

Wcześniej takie myśli nie przychodziły jej do głowy, ale teraz owszem, nawet często. 

O reinkarnacji była przekonana. Wiedziała też, że przed każdym kolejnym narodzeniem dusza robiła plan na życie. Plan zależał od tego, jakiego doświadczenia dusza chciała doznać albo jakiego musiała doznać ze względu na karmę z poprzedniego życia. Były jeszcze inne dusze, które nie podlegały karmie. One przychodziły na ziemię dobrowolnie, z wyższych poziomów, aby pomagać ludziom.

Maria coraz częściej zastanawiała się jaki był plan jej duszy, bowiem bywały takie dni, kiedy czuła wyraźnie jakąś pchającą od wewnątrz siłę. Miała wtedy wrażenie, że coś powinna zrobić, coś zmienić, może gdzieś pojechać… To uczucie nie dawało jej spokoju.

Któregoś dnia uświadomiła sobie, że takie uczucia towarzyszyły jej już w życiu wcześniej, a po nich za jakiś czas następowały zmiany w jej życiu. Czyżby to były znaki, że nadejdą zmiany? Ale co miałoby to oznaczać, skoro zmiany i tak następowały...

Zaraz! A może to oznaczało – Uwaga!  Nadchodzi zmiana, drogi będą się rozchodzić. Bądź czujna. Wybierz właściwą. 

Tak! Czytała przecież o czerwonych chorągiewkach! Podczas robienia planu Opiekunowie przypominają – Nie przegap czerwonych chorągiewek! 

Są one rozstawione w ważnych punktach życia. Na rozstajach życiowych dróg, gdzie trzeba zmienić trasę, dokonać wyboru. Czerwona chorągiewka pojawia się w postaci różnych znaków, wcześniej z nami umówionych, ale tu tego nie pamiętamy. Wtedy COŚ nagle przyciągnie naszą uwagę: Sytuacja, rzecz, człowiek, usłyszane lub przeczytane zdanie. To nas zastanowi, zdziwi, zatrzyma na chwilę w miejscu... Następuje wtedy zmiana kierunku w życiu. Jeśli znaki odczytamy dobrze to wejdziemy na właściwą drogę i podążymy prosto do domu. Jeśli nie, zbłądzimy, drogi trzeba będzie nadrobić, droga będzie z przeszkodami i do domu wrócimy później.

Intuicja. Teraz Maria wie, że tylko intuicja daje dobre podpowiedzi. Trzymanie się swojej osi. Ale kiedyś nie miała o takich sprawach pojęcia. Zresztą, nawet teraz gdy już wie, uważność często jej ucieka. Egotyczny umysł wyprowadza ciągle w pole. Czy zauważyła na swojej drodze czerwone chorągiewki?    

Przeczytała nie dawno, że istnieje Moc Urodzeniowa. Ta moc trwa cały miesiąc, dwanaście dni przed urodzinami i dwanaście dni po urodzinach. Życzenia wypowiadane w tym czasie w pełni świadomości spełniają się. Jedną noc w tym czasie zaleca się spać na dworze, pod gwiazdami. To dla lepszego zjednoczenia z ziemią i niebem.

A może by się tak przespać w ogrodzie – Maria już widziała lśniące gwiazdy na granatowym niebie.

Chciałaby poznać plan swojego życia… i dowiedzieć się kim jest kobieta, która czasem pojawia się w jej snach i wizjach…

- Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam! – wesołe towarzystwo wkroczyło w ciszę na tarasie. 

Każdy po kolei składał Marii życzenia. Zrobiło się gwarno i wesoło. Oprócz Basi, Kasi i Witka przyszły jeszcze dwie koleżanki i kolega, także z pracy. 

Maria była szczęśliwa. Jak dobrze było widzieć ich wszystkich razem poza pracą, roześmianych, przekomarzających się żartobliwie, w takiej jedności.

Podano do stołu, więc wszyscy w ciszy zajadali się pysznym wiosennym tortem, gdy otworzyły się drzwi.

- Sto lat! Sto lat! – zaintonował męski głos przy wejściu.

- Tata! – Maria rzuciła się w ramiona ojca, który z ogromnym koszem kwiatów, prosto z długiej wycieczki, w samą porę zdążył na jej urodziny.

 

Cdn.   

  

czwartek, 10 września 2020

Tajemniczy kontakt(8)

 Rozdział 8

 Nazajutrz obudziła się o 5:55, Czuła się wypoczęta i chętna do życia. Ubierając się układała w myślach przebieg rozmowy z Witkiem, a przynajmniej jej początek. Najważniejsze dla niej było, że zdecydowała się z nim porozmawiać.

Stanęła nad Leniwką w miejscu, gdzie rzeka tworzyła zakole, kilkanaście metrów od dróżki rowerowej. Wiedziała, że Witek zobaczy ją w tym miejscu, bez względu na to, którą stroną będzie przejeżdżał. Był to kojący widok… Rzeka, choć była w ciągłym ruchu to jednak emanowała spokojem, nawet pewnym zatrzymaniem. Zamknęła na chwilę oczy, żeby wsłuchać się w ten rytmiczny przepływ wody... Być jak płynąca rzeka...  - skojarzyła z tytułem książki.

- Hej, jesteś! I to tak wcześnie – Witek wyrwał ją z zamyślenia.

- Cześć! – Maria ucieszyła się na jego widok. Sorry, że ci wczoraj nie odpisałam, ale jak przeczytałam wiadomość był już późny wieczór.

- Nie szkodzi – uśmiechnął się z tym błyskiem w oczach, którego jednak nie zabierał do biura – Ale zastanawiałem się czy nie jesteś chora, bo w piątek nie wyglądałaś zbyt dobrze.

- Niee… A właściwie –  tak. Nie wiem czy jestem chora, ale ostatnio coś się ze mną dzieje niedobrego. Mam jakieś nieprzewidywalne samopoczucia… zresztą nie tylko to… ostatnio zdarzają mi się jakieś przywidzenia… - zrobiła krótką pauzę – Witek… muszę z kimś o tym pogadać, bo chwilami naprawdę zastanawiam się czy jestem normalna – dokończyła jednym tchem.

- Nie przejmuj się, każdy czasem ma takie rozterki – ze spokojem powiedział Witek i dodał – A tak naprawdę to co to znaczy bycie normalnym?

Wszelkie normy ustalają rządzący tym światem i według narzuconych norm żyje społeczeństwo, ale czy to znaczy, że jest to normalne.  A tak swoją drogą to wszyscy jesteśmy lekko stuknięci! – dokończył śmiejąc się.

Maria uśmiechnęła się, przytakując.

- Ale co tak naprawdę cię dręczy? – zapytał już z powagą – Śmiało Maria, jeśli mogę ci w czymś pomóc…  albo tylko wysłuchać, to masz przed sobą właściwą osobę.

- Wiem i dzięki. Ale nie śmiej się ze mnie… - zaczęła nieśmiało.

- Słowo – dodał ściszonym głosem.

I Maria opowiedziała mu wszystko, co w ostatnim czasie jej się przydarzyło. Z początku czuła się niezręcznie, a nawet śmiesznie, ale widziała, że Witek słuchał z uwagą.

Zachęcona, wyrzuciła z siebie wszystko, zaczynając od dziwnego snu z popołudniowej drzemki, od którego zaczęła się seria dziwnych przypadków, a kończąc na piątkowym zdarzeniu, na skutek którego przesadziła z alkoholem. 

- I co o tym wszystkim myślisz? Czy ja przypadkiem nie wariuję?- zapytała na końcu.

- Na pewno nie wariujesz Maria, ale cokolwiek by to nie było, w alkoholu nie szukaj pomocy – Witek zrobił przepraszający gest – sorry, że robię ci uwagę…

- Nie przepraszaj, ja już to wiem i jest mi głupio. Całą sobotę czułam się źle i to nie tylko fizycznie.

- Myślę, że wszystkie twoje objawy wskazują na jedno… Budzisz się…

- Sorry, ale nie rozumiem…  jak to budzę się, to takie powiedzenie...?     

- Widzisz… tego nie można zrozumieć rozumem… to trzeba zrozumieć czuciem. Nie orientujesz się jeszcze dobrze, ale zauważyłaś zmiany w sobie. Szukasz… Szukajcie, a znajdziecie – jak mawiał Jezus. Byłaś w poszukiwaniu i to co zaczęłaś zauważać to są odpowiedzi, znaki… które poprowadzą cię dalej. U różnych osób różnie się to objawia. Twoja świadomość się przebudza… poszerza i zaczynasz widzieć inaczej… więcej… Przebudzenie to odkrycie prawdy o nas samych, i o świecie… bo ten świat nie jest wcale taki jaki nam się wydaje… A my… no cóż, choć to dziwnie brzmi,  dopóki żyjemy w nieświadomości – nie znamy siebie.

Maria próbowała to pojąć. W jej postrzeganiu coś się zmieniło, wiedziała to, ale nie umiała tego określić. A teraz, słuchając Witka odczuwała dziwny niepokój jakby w oczekiwaniu na coś. Ogarniało ją drżenie i wzruszenie...

- Chyba zrobiło się zimno – odruchowo przetarła oczy i oplotła się ramionami.

  Nie bój się tego Maria. Jeśli postanowiłaś zapytać kogoś o to, co się dzieje - akurat ja się napatoczyłem - to jesteś gotowa na taką wiedzę. Wiedziałem, że mnie kiedyś o to zapytasz, gdy spotkaliśmy się tu pierwszy raz. To nie był przypadek, przypadki nie istnieją. Tamtego ranka po prostu odczułem, że moją rolą jest pomóc ci w odnajdywaniu tego, czego szukasz, a przynajmniej wskazanie ci kierunku. Mnie też kiedyś ktoś wskazał kierunek.

- Ale skąd wiedziałeś, że byłam w poszukiwaniu?

- Wiem… , bo ja też kiedyś poszukiwałem, wiem jak to się odbywa. Zobacz, niby przypadkiem odkryłaś strojenie muzyczne, złoty podział… To nie stało się przypadkiem. Szukałaś i stopniowo dostawałaś wskazówki, znaki…

- Wszystko ok.? – Witek przyglądał się Marii bacznie.

- Trochę dziwnie się czuję, ale nie, nie boję. Raczej czuję takie podskórne WOW! – starała się być na luzie – A co powiesz na te moje przywidzenia?

- Dokładnie nie wiem… Myślę, że odpowiedź na to przyjdzie do ciebie sama jak będzie na to czas. Ale wiedz, że jesteśmy istotami wielowymiarowymi. Jasnowidzenie i tym podobne rzeczy są dla nas jak najbardziej normalne, tylko nie pamiętamy o tym, poza małymi wyjątkami. Zapomnieliśmy kim naprawdę jesteśmy... Ale już pora sobie przypomnieć… Coraz więcej ludzi będzie się przebudzać, bo takie teraz są czasy, czasy zmian na ziemi.

- Skąd ty to wszystko wiesz Witek? – zaskoczenie Marii mieszało się z ciekawością i z dreszczykiem emocji, pod którym czuła coś nieznanego i znanego jednocześnie.

- Od swojej duszy – powiedział z radością, a oczy rozbłysły mu tym wyjątkowym blaskiem.

 

 Maria wracała do domu wśród spadających płatków śniegu. Małe białe okruszki wirowały w powietrzu ciesząc oczy. Jakie to piękne –  zaciągnęła się powietrzem i widokiem. Przed nią pojawił się obrazek z dzieciństwa –  szła z mamą i tatą za ręce podczas padającego śniegu. Pomyślała o tamtej sobie, tym małym dziecku z czułością, a przyjemne ciepło natychmiast wypełniło jej serce i przestrzeń wokół niego. Już nie odczuwała smutku przy wspomnieniach – uzdrowiła tamtą małą dziewczynkę, którą była. Jeszcze do nie dawna nie miała pojęcia, że można samemu takie rzeczy naprawiać. Ale już wie... jak to dobrze, że wie. Świadome życie jest takie piękne. I takie proste, jeśli już się o tym wie. Ale dopóki się nie wie… jest tak, jak powiedział Jung: „Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało twoim życiem, a ty będziesz to nazywał przeznaczeniem”

Tamta rozmowa z Witkiem zapoczątkowała prawdziwą przemianę w Marii. I przyjaźń z Witkiem. Dokonało się w niej coś w rodzaju przeobrażenia w postrzeganiu. Nie umiała nazwać tego, co się w niej działo, ale była szczęśliwa! Odczuwała radość, szczęście… bez specjalnych powodów. Ot tak po prostu. Nagle zobaczyła, pojęła sens całego życia, wszystkich zdarzeń. Ten proces trwał nadal.

Witek pożyczył jej kilka książek, takich których nie znalazłaby w bibliotece. Dosłownie je pochłonęła. Przy niektórych fragmentach płakała, tym razem ze wzruszenia. Ale wiedziała już, że jej wcześniejszy niekontrolowany płacz był następstwem rozpuszczania się w niej kolejnych blokad. Płacz oczyszczał. Teraz wzruszała się także częściej, bo wszystko postrzegała inaczej, jakże inaczej. To tak jakby wcześniej patrzyła na świat przez przezroczystą, niewidzialną zasłonę, a teraz ta zasłona rozpuściła się i ukazał się jej prawdziwy świat. Trudno to było komuś wytłumaczyć, dlatego nawet nie próbowała.

Cieszyła się, że mogła o tym wszystkim rozmawiać z Witkiem. Maria biegała lub spacerowała w weekendy regularnie. Z Witkiem zawsze wymieniali kilka zdań podczas spaceru, ale któregoś razu zaprosiła go do domu. Na dworze była ulewa, a ona miała pilny temat do obgadania. Poznała Witka z ojcem, przedstawiając go jako fajnego kumpla, z którym mają do omówienia pewien projekt. To był dobry pomysł. Obydwaj panowie polubili się i od tamtej pory Witek został przyjacielem domu. Wpadał do nich co jakiś czas. Czasami rozgrywał z ojcem partyjkę szachów. Przeważnie jednak roztrząsali z Marią jakieś zagadnienia z książek czy innych źródeł. Ojciec czasem im towarzyszył, a  Maria miała wtedy wrażenie, że on „wszystko wie”, chociaż tylko się przysłuchiwał.

 

Spojrzała na torbę, którą niosła. Były w niej prezenty pod choinkę, które właśnie zakupiła. Na twarzy Marii zagościł promienny uśmiech. Już za dwa tygodnie uściśnie swoją córeczkę.

A na Wigilii będą mieć gości. Przyjdzie Witek ze swoim niepełnosprawnym bratem. Maria objęła opiekuńczymi myślami dzień, w którym Witek opowiedział jej o swoim życiu.

Wychował się w domu dziecka. Nie dowiedział się kim byli jego rodzice, ale dowiedział się, że ma młodszego brata. Brat był niepełnosprawny fizycznie i przebywał w specjalnym Ośrodku. Witek jak tylko uzyskał pełnoletniość, poszedł do pracy, żeby mógł utrzymać małe mieszkanko i zabrać brata do siebie. Od kiedy dowiedział się o bracie, odwiedzał go w Ośrodku, czasem mógł zabierać go na spacery. Od tamtej pory życiowym celem Witka było usamodzielnić się i zabrać brata z Ośrodka. Udało mu się. Potem wrócił do szkoły w systemie wieczorowym. Maria słuchając jego historii przeżywała wszystkie wydarzenia bardzo głęboko. Płakali obydwoje, a Witek stał jej się bliski jak brat.

Witek musiał szybko dorosnąć, ciągle będąc dzieckiem.  Czuł w sobie tą dojrzałość, lecz od złej strony. Jego psychika była obciążona. Żył w przygnębieniu, w smutku. W Domu Dziecka nie było łatwo. Dopiero kiedy odnalazł brata poznał co to jest radość, co to znaczy mieć kogoś bliskiego.

Potem, gdy zamieszkali razem, to dzięki bratu doznał iskry przebudzenia. To on w swoim prostym spojrzeniu na życie był dla niego inspiracją. Mówił prostym językiem, prawie jak dziecko. Lecz czasem wypowiedziane przez niego, niby bezsensowne zdanie, nagle olśniewało Witka mądrością i zaskakiwało głębokim sensem.

 

Maria przypomniała sobie domysły w pracy na temat Witka – Co my wiemy o innych ludziach...  prawie nic, ale ocenianie ich przychodzi nam niezwykle łatwo.

 

Cdn. 

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Tajemniczy kontakt(7)

 

Rozdział 7

 

Kiedy Maria obudziła się, nie musiała sprawdzać zegarka, żeby wiedzieć która była godzina. Ale zerknęła – była oczywiście 6;06. Ku swojemu zaskoczeniu nie czuła żalu ani złości, że tak wcześnie się obudziła. Czuła nawet nutkę radości.

Do pracy przygotowywała się bez pośpiechu. Zauważyła jaki to był komfort. Miała czas spokojnie wypić kawę, a nawet zatrzymała się chwilę przy oknie, żeby powitać nowy dzień. Dzień zaczynał się pochmurnie, ale nie czuła się z tego powodu zawiedziona. Zastanawiała się nad tymi zmianami u siebie, gdy przed oczami stanęła jej scena ze snu!

Szła skalistą dróżką. Z przodu rosło kilka nieznanych jej drzew. Szła w ich stronę chętnie, bo czuła słoneczny skwar. Pod drzewem dostrzegła jakąś postać. To była kobieta, ubrana w długą do ziemi suknię, a właściwie suknia wyglądała jak owinięta dookoła niej szata ze staro biblijnych czasów. Gdy Maria zbliżyła się na kila metrów, kobieta odwróciła głowę w jej stronę i ich wzrok spotkał się. Oczy miała ciemno – brązowe, przenikliwe i …bardzo smutne. Maria odczuła smutek tamtej kobiety. Scena się urwała!

Maria stała sparaliżowana z rozszerzonymi szeroko oczami, powalona rozegraną sceną ze snu.

Co to było!? Sen? Już nie pamiętała czasów, kiedy jej się coś śniło. Ale co to był za sen… taki dziwny… Nadal odczuwała smutek tej kobiety ze snu…

Ocknęła się w samą porę, bo był najwyższy czas wyjść do pracy.  

Dzień zleciał szybko. Basia opowiadała o wesołych przygodach z dziećmi. Kasia narzekała na zmarnowany weekend z Tomkiem, bo tylko ją wkurzał.

Maria zapytana o weekend, pochwaliła się nowiną o spacerach i bieganiu. Koleżanki przyjęły to bez entuzjazmu. Kasia poradziła, że jeśli chodzi o sylwetkę to tylko siłownia, no a jak już biegać to z Chodakowską. Inaczej to szkoda czasu, bo i tak rezultatu nie będzie.

Maria odpowiedziała, że nie chodzi o jakieś odchudzanie, tylko o spacer dla zwykłego relaksu. Kasia prychnęła. Basia zgodziła się co do spacerów, bo owszem, rodzinnie spacerowali czasem po obiedzie, ale żeby specjalnie w tym celu wstawać... Przeciągnęła zdanie i zostawiła nie dokończone. W tym miejscu Maria zrozumiała Witka - nie było sensu podejmować  tematu z kimś, kto go nie rozumiał.

Maria zastanawiała się czy powinna wspomnieć o spotkaniu z Witkiem. To przecież zwyczajna sytuacja, ale z drugiej strony nie wiedziała jakie komentarze tym wzbudzi. Gdy tak rozważała, Witek właśnie wszedł do biura. W poniedziałki z jakiegoś powodu zaczynał pracę później. Wszedł, przywitał się ogólnie i zwrócił się do niej: -  Jak tam Maria, przekonałaś się już do rannych spacerów?

Dziewczyny spojrzały na nich pytająco i wymieniły znaczące spojrzenia między sobą. Potem skierowały wzrok na Marię z zapytaniem w oczach.

- Spotkaliśmy się przypadkiem – usprawiedliwiała się prawie, widząc ich dociekliwe spojrzenia –  Spacerowałam nad rzeką, a Witek – jak się okazało – robi prawdziwe trasy rowerowe. Obie spojrzały na Witka zdziwione. Ale on potwierdził bez żadnego zmieszania, a na koniec złożył propozycję – Słuchajcie, a może będziemy jeździć razem – jako tim biurowy. Co wy na to? Basia roześmiała się, a Kasia pokazała mu język. Maria domyśliła się, że zrobił to specjalnie. Tą propozycją sprytnie uwolnił się od dalszych pytań. Zrozumiała, że był mądrym, otwartym na rozmowy chłopakiem, ale nie w biurze.

Maria o swoich dziwnych przypadkach oczywiście nie pisnęła ani słówka.

Gdy wróciła, ojciec już był w domu. Uściskali się serdecznie. Potem cały wieczór spędzili na opowieściach, ciesząc się sobą. Ojciec pełen wrażeń, opowiadał o urokach wycieczki. Najpierw o podróży – autokarem i promem. O towarzyszach podróży, o nowych znajomościach. A potem opowiadał o miejscach które zwiedzali. Pokazywał zdjęcia i  opowiadał z taką pasją, aż zazdrościła mu tej tryskającej radości. Siedzieli do późna, zdając na przemian relacje.

Maria przez cały czas zastanawiała się – czy opowiedzieć ojcu o swoich przywidzeniach, przypadkach czy nie... Gdyby był wtedy w domu, zrobiłaby to bez wahania. Ostatecznie nic jednak nie wspomniała.

Przez następne dni Maria budziła się sama, przed budzikiem, czasem o 6;06, a czasem o 6;00. Już się prawie przyzwyczaiła do tego, podczas gdy w piątek spała tak mocno, że nawet budzik nie dał rady. Dopiero szarpanie za ramię odniosło skutek. Ojciec zszedł na dół na śniadanie i zorientował się, że córka jeszcze nie wyszła do pracy. Zdziwił się i zajrzał do jej pokoju.

Zerwała się z bólem głowy, co było dla niej rzadkością. Do pracy spóźniła się pół godziny. Zadzwoniła wcześniej tłumacząc się złym samopoczuciem. Cały dzień faktycznie nie nadawała się do żadnej rozmowy, na pracy ledwo się skupiała. Dziękowała Bogu, że to był piątek i pracę kończyli o pierwszej. Rano obiecała sobie, że jak tylko wróci do domu to pójdzie spać, ale około południa czuła się już dużo lepiej. Chociaż z drugiej strony nie było to nic nowego, bliżej fajrantu każdemu przybywało energii. Pobyt w pracy choćby lubianej i tak w pewien sposób był przymusem, więc odpowiednia godzina na zegarze zwiastowała odzyskanie wolności.

  

Już od drzwi pachniało obiadem. Ojciec usmażył ryby. Ich zapach stawiał od razu w gotowość cały układ pokarmowy. Jak zawsze, po powrocie z jakiejś wycieczki, przez kilka kolejnych dni delektował się zwyczajnym byciem w domu. Krzątał się w kuchni radośnie pogwizdując jakąś swojską nutę.

- O już jesteś – ucieszył się na widok córki, stawiając na stole świeżo przygotowaną surówkę z białej kapusty – To myj ręce, bo obiad gotowy!

Maria przez chwilę poczuła się jak małe dziecko –Tak jest tatusiu! – uniosła dwa palce do skroni i stuknęła butami. Ta chwila wystarczyła aby przeszła jej resztka senności. Poobiednia kawa i żartobliwe rozmówki z ojcem spowodowały, że całkiem odzyskała energię.

Ojciec na resztę tego dnia poszedł do swojego pokoju oddać się ulubionemu zajęciu. Spisywał kroniki ze wszystkich wojaży i imprez emeryckich, urozmaicając je wybranymi zdjęciami. Tworzył w ten sposób ciekawe, czasem zabawne historie. Dopijając kawę już zaczynał formować styl dzisiejszej opowieści. Maria widziała jaki był tym radośnie podekscytowany. Miał ciągle jakieś nowe pomysły.

On czuje, że żyje – pomyślała o ojcu, ciesząc się jego radością.

Kiedy została sama, wzięła książkę i usiadła na kanapie. Była to ostatnia książka z wypożyczonych przed tygodniem. Zwykle wypożyczała trzy, cztery książki na tydzień i przeważnie wymieniała je w piątek zaraz po pracy. Tym razem nie zdążyła wszystkich przeczytać, zważywszy na inne zaistniałe sytuacje i nie poszła do biblioteki. Ale, co tam – machnęła ręką – przecież nie muszę bić jakichś rekordów w czytaniu.

Wstęp był nudny. Przydługie opisy książki najpierw od wydawcy, a potem jeszcze od samego autora. Następnie podziękowania  tylu osobom, że mogliby razem stworzyć wspólnotę jakiejś wioski. I kilka kartek poświęconych reklamie innych książek tegoż autora jak i innych, ale w tym wydawnictwie. Ewidentnie było widać, że bardzo dbają o własny biznes. Nawet odechciało jej się czytać. Nie lubiła kupować towaru, który był tak gorliwie zachwalany, że aż wciskany. Budziło to w niej jakiś niewytłumaczalny bunt. Zamknęła książkę. Po chwili jednak otworzyła i zaczęła czytać. Bądź co bądź miała poczucie obowiązku. Do poniedziałku powinna ją przeczytać, bo chciała wymienić, a nie mogłaby oddać nie przeczytanej książki. To by się nie zgadzało z jej zasadami.

W końcu wczytała się w treść książki, ale gdyby miała określić swoje zainteresowanie nią w skali jeden do dziesięciu, dałaby może cztery. Przeskakiwała spore fragmenty szerokich opisów scenerii i przyrody i nie chodziło o to, że nie lubiła tego, tylko opisy były tak rozwlekłe, a wywody na ich temat tak rozciągane, że Maria raz po raz gubiła wątek.

Robiła częste przerwy na zrobienie herbaty, na pójście do toalety albo na popatrzenie za okno. No,  nie mogła powiedzieć, żeby była to ciekawa książka. Dawno już jej się taka nie trafiła, a wybrała ją ze względu na tytuł  „ Tajemnicza droga”. Brzmiało tajemniczo, ale jak na razie na żadną tajemnicę się nie natknęła.  Zawzięła się i czytała do siódmej tak jak sobie założyła. O tej godzinie zaczynały się jej seriale, ale po ich obejrzeniu nie miała zamiaru wracać do nudnego czytania. Inaczej by było, gdyby miała ciekawą książkę, wtedy mogłaby czytać do późna w noc, a nawet do rana. Ale ta po prostu ją męczyła.

Wieczór właściwie dopiero się zaczynał. Piątkowy wieczór, w który można siedzieć do późna. Do późna… tylko co będzie robić? Książka odpadała…

Maria przez chwilę odczuła ogromny smutek! Tylko przez moment, ale smutek był tak wyrazisty, że aż dosłownie zabolało ją serce. Była samotna… tak bardzo samotna! Czuła jak żal nad sobą ściska jej gardło. Wstała machinalnie, żeby nie dopuścić do wylewu łez jak to miało miejsce przed tygodniem. Co powie ojcu, gdy zastanie ją szlochającą… Jak miałaby mu wyjaśnić że płacze, skoro sama sobie nie umie tego wyjaśnić.

Przerzucała kanały w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego filmu. Nie było nic dla niej. Same mafijne, filmy grozy albo horrory. Nigdy za takimi nie przepadała.

- No, żeby nie było co wybrać! – skomentowała głośno nie kryjąc niezadowolenia. Przeszukała wstępnie  wszystkie kanały i nic ciekawego ją nie zatrzymało.  Sprawdzała więc ponownie żeby wybrać cośkolwiek, co da się oglądać.

W obrazie przez chwilę mignęło jej coś znajomego. Zatrzymała się i cofała kanały żeby sprawdzić co to było, że zwróciło jej uwagę, ale nie mogła ponownie natrafić. W końcu odpuściła. Ostatecznie zostawiła kanał Discovery. Lepiej już było obejrzeć interesujący dokument niż byle jaki film. Dokument był ciekawy, o UFO, tylko że po trzech minutach zorientowała się, że już  widziała go dwa razy…  Zostawiła, bo  na ten moment była to najlepsza opcja.  O dwudziestej drugiej na jedynce zaczynał się King Kong. Ten film też oczywiście widziała, ale już dość dawno, więc ustawiła się na przypomnienie go sobie. Wiedziała, że film akcji ją wciągnie nawet oglądany po raz któryś.

UFO… Discovery pokazywało uchwycone filmiki z dyskami na niebie lub dziwnym światłem w różnych częściach świata.

Ciekawe czy oni nie mogą kontaktować się z nami czy też nie chcą… Maria zastanawiała się słuchając narratora, bo o tym, że obcy odwiedzają  Ziemię była przekonana. Za dużo dowodów było, żeby nie wierzyć. Naoczni świadkowie… Z drugiej strony oficjalne rządy państw milczały w tej sprawie. Jeśli już jakaś publiczna osoba wypowiadała się zapytana przez dziennikarzy to zawsze z lekceważeniem tematu, poddając go w wątpliwość i śmieszność. Może po prostu bali się paniki światowej, więc zmiękczali temat… Ale to by świadczyło, że coś wiedzą... Czy obcy stanowili dla nas zagrożenie, mieli złe zamiary wobec nas… Wyobraźnia zaczęła jej podsuwać sceny z fantastycznych filmów…

- Kurczę, po co ja o tym myślę, tylko będę się bać. Ufoludki jakby mieli nas zaatakować zrobili by to już dawno – wyciągnęła wniosek ze swoich rozmyślań.

Film dokumentalny dobiegał końca, gdy w myślowe analizy Marii brutalnie wtargnęły reklamy.  Jak tu się nie zirytować – pomyślała prawie głośno  - Jeszcze nawet przed włączeniem obsady filmu, tak im się śpieszy zarabiać. To brak szacunku dla widza. Maria była zniesmaczona. Niektóre z reklam były narzucające się,  natarczywe, wręcz agresywne.  Czy nie mogliby tego robić choć trochę subtelniej… - westchnęła, wstając. 

Musiała się rozluźnić, bo King Kong był długim filmem, a zaczynał się już za chwilę.  Przełączyła na pierwszy program. Gdy zmieniała przycisk, znów błysnął jej znany obraz w jednej sekundzie. Tym razem zareagowała błyskawicznie wciskając na powrót Discovery. To była kolejna reklama. Zapowiadali jakiś dokument o Palestynie. Na ekranie pojawiały się osoby ubrane w szaty z czasów biblijnych. Maria lubiła filmy dokumentalne, a te z czasów Jezusa na ziemi były szczególne, więc czekała, żeby zobaczyć kiedy będzie nadawany.

Coś znajomego przewijało się w pokazywanych obrazach…

I nagle pojęła – patrzyła na krajobraz ze snu! Dróżka na zboczu góry! Daleko w tle duże jezioro. Te skały… drzewa,  nawet kamień był podobny do tego, na którym siedziała podczas drzemki, mając te przywidzenie! Przez moment widziała ten krajobraz też w małym telewizorku w kuchni podczas nadawanych wiadomości… No i w dzisiejszym śnie! Kim była kobieta, która jej się przyśniła... Patrzyła Marii prosto w oczy jakby chciała coś przekazać...  

Marią wstrząsnęło! Co się działo…?!

Zaczęła chodzić po pokoju w tą i z powrotem. Maszerowała tak przez jakiś czas nie myśląc o tym co robi. Zatrzymywała się czasem, składając ręce jak do modlitwy, lub łapała się za rozpaloną twarz. Umysł galopował.

W końcu poszła tym marszem do kuchni i nalała sobie mocnego drinka. Spory łyk upiła od razu.

Nie czuła reakcji alkoholu, więc popiła kolejny łyk i kolejny... Trochę rozluźniona, przełączyła kanał na King Konga i zrobiła następnego drinka.

 Przebudziła się prawie nieprzytomna. Telewizor grał głośno i raził jej uszy niemożliwie. Wyłączyła go. Wstała, zrobiła półobrót i zwaliła się z powrotem na kanapę.

- O Boże – wyjęczała, łapiąc się za głowę, a za chwilę za żołądek, który nakazywał jej niezwłocznie udać się do łazienki.

Kilka razy budziła się i przysypiała na nowo, klęcząc przed toaletą. Czuła się fatalnie, głowa jej pękała, było jej zimno i chciała do łóżka, ale żołądek nie pozwalał jej się oddalić na dłużej niż na dwie, trzy minuty.

Aż wreszcie za którymś razem przebudziła się z poczuciem ulgi, więc uznała, że chyba już może wrócić do łóżka. Wsłuchała się w swój organizm czujnie i na wszelki wypadek zabrała ze sobą miskę.

 

- Maryyysia…

- Wszystko w porządku? Ale ty długo dzisiaj śpisz.

- Oo, och… jakoś tak… późno poszłam spać… jeszcze godzinkę chcę tatku…

- Masz wolne, więc śpij jak masz ochotę – ojciec roześmiał się niedowierzająco kręcąc głową – Ale nie wiem czy wiesz, że jest już dwunasta.

Maria już nie słyszała ojca, zapadając ponownie w sen, który wcale nie był zdrowym snem, co najwyżej próbą przywrócenia organizmu do jako takiego funkcjonowania.

Wstała o trzeciej. Poszła wziąć długi, chłodny prysznic, po którym poczuła się na tyle lepiej, żeby jako tako funkcjonować.

Ojciec zostawił jej kartkę, że wychodzi z przyjaciółmi i wróci późno.

Było jej to na rękę. Nie będzie musiała udawać ani wymyślać powodu dlaczego tak się czuje. Miała potwornego  kaca i to nie tylko fizycznego. Czuła moralne wyrzuty, że tak się napiła.

Pamiętała co było powodem tego i czuła się trochę usprawiedliwiona, ale to nie pomagało w samopoczuciu. Zaparzyła sobie kakao i obejmując kubek dłońmi tępo patrzyła na parujący napój. Przymknęła oczy. Z archiwalnych pokładów pamięci wyświetlił się widok Piotra, podającego jej do łóżka kubek z unoszącym się kakaowym aromatem. Uśmiechnęła się do tego wspomnienia. Piotr znał jej upodobania, wiedział co ona lubi, co jej pomaga, co ją rozwesela. Kiedy dopadała ją jakaś chandra to gorące kakao było dla niej nadzwyczajnym lekiem.  

Kiedy to było… Próbowała sobie przypomnieć, ale już po chwili zrezygnowała z jakiegokolwiek wysilania umysłu.  Przesiedziała tak bez myślenia, nie licząc czasu.

Około szóstej miała się już znośnie. Wcześniej wypiła kawę i nawet coś przegryzła. Wracała do siebie, ale psychicznie robiła sobie wyrzuty, że zmarnowała sobie cały wolny dzień.

Na komórce wyświetlało się jakieś powiadomienie. Odblokowała ekran. To była wiadomość od Lilki. Napisała, że zadzwoni jutro, ale teraz chciała się podzielić wiadomością, że znalazła nową pracę w sklepie z kosmetykami i dziś będzie tam pracować na próbę.

Maria ucieszyła się. Wiedziała, że jej córka poradzi sobie ze wszystkim. Była otwarta w kontakcie z ludźmi i powszechnie dawała się lubić.

Otworzyła komputer i weszła na facebooka. Dawno tam nie zaglądała, nie była jego zwolenniczką, ale czasem miała wiadomości od znajomych to odpisywała. Teraz też jakieś były. Dwie nieistotne, ale była też wiadomość od Witka. Zaskoczona wiadomością ożywiła się. Witek napisał krótko, zapytał czy wszystko ok., a jeśli tak to czemu zawaliła poranny spacer ? Dołączył śmieszne emotionki.

No właśnie. Zawaliła spacer i nie tylko to, zawaliła cały dzień! A do tego ta nieszczęsna książka czekała, która teraz akurat specjalnie napatoczyła jej się w oczy.

Maria obiecała sobie solennie poprawę i naprawę wszystkiego, ale od jutra. Od jutra.

cdn.



czwartek, 20 sierpnia 2020

Tajemniczy kontakt(6)

 

Rozdział 6 

 Nigdy wcześniej nie biegała, ale teraz nogi same ją niosły, biegła tak jakby od tego biegu zależał jej dalszy los. Skierowała się nad rzekę, po czym biegła wzdłuż niej tak długo, dopóki starczyło jej sił. W końcu wyczerpana oparła się o pierwsze napotkane drzewo, ledwie łapiąc oddech.

Oddychała ciężko, lecz wiedziała, że z powrotem też pobiegnie. Dała sobie kilka minut na uspokojenie oddechu i ruszyła w powrotną drogę.

W domu, gdy już ochłonęła, zauważyła, że choć była ogromnie zmachana, to psychicznie czuła się dużo lepiej. Po przygnębieniu nie było prawie śladu.

 

Spojrzała na włączony wciąż komputer –  zapomniała go wyłączyć.  Strona z horoskopem numerologicznym choć przyciemniona, ciągle była widoczna. Kliknęła, by rozjaśnić ekran. Wzrok Marii spoczął na tekście pod tytułem, na który wcześniej nie zwróciła uwagi.   

„Numerologiem jestem od kilkunastu lat, ale zajmuję się wszystkim, co wspomaga rozwój duchowy. Pracuję na rzecz przekształcenia świata w Erze Wodnika. Witam serdecznie w mojej przestrzeni Serca i Ducha…” 

  Pracuje na rzecz przekształcania świata?!  A co to znaczy… Świat przecież jest już ukształtowany i jak ktoś może go przekształcać…   Maria nie rozumiała o co chodzi. Patrzyła na tekst z dziwnym odczuciem.  Ale po chwili pomyślała, że to taki trik. Czyż wróżki nie powinny być trochę zagadkowe, tajemnicze?  Ludzie przychodzą do nich po porady w życiowych sprawach, wierząc,  że wróżka wszystko wie.  Aura tajemniczości jest wręcz wskazana. Powinny na przykład mieć szklaną kulę, czarnego kota…

Maria wiedziała, że takie rzeczy trzeba brać z przymrużeniem oka, ale zaczęła ponownie czytać swój horoskop,  bo przyjemnie było czytać o sobie takie miłe rzeczy.

Hmm, ciekawe… czy naprawdę to wszystko można wyczytać z układu gwiazd… - przyglądała się gwiazdom na tle granatowego nieba.

Czy raczej zgadywanka na chybił trafił?  A może tylko zwykłe nabieranie naiwnych...

Rozejrzała się po stronie. Były tam różne rzeczy – wróżby z tarota, z run, stawianie horoskopu z osobistej daty urodzenia, warsztaty, kursy wróżenia.

Z czystej ciekawości kliknęła w napis „o autorce”.  Wróżka okazała się osobą wysoko wykształconą! Oprócz ukończenia studiów astrologicznych posiadała jeszcze kilka dyplomów z różnych szkół ezoterycznych i od znanych na świecie mistrzów rozwoju duchowego. Maria była zaskoczona, więc ta wróżka nie była taką zwykłą wróżką.  Na drugim bocznym pasku widniało; artykuły, medytacje, transformacje, książki, poezja, obrazy.  

Liczby Doskonałe – mignęło jej w oczach. Właśnie – liczby!  Przecież to o liczbach chciała się czegoś dowiedzieć. Kliknęła w to.

„Wibracje Mistrzowskie.

Jeśli obliczasz swoją datę urodzenia, powinieneś wiedzieć, że jeśli ostatnie dwie liczby wyjdą ci takie same, to takich liczb nie sumuje się już do liczby pojedynczej, bo liczby  11, 22, 33 i 44 są Liczbami Doskonałymi, Mistrzowskimi”.

 

Maria rozejrzała się za kartką, na której rozpisała swoją datę urodzin. Coś jej świtało, że jej cyfry były takie same…

Znalazła kartkę. Faktycznie, przed zsumowaniem do szóstki, były dwie trójki…

Nie rozumiała. A więc nie była szóstką? A tak się cieszyła z horoskopu szóstki… Obliczyła jeszcze raz. No… wychodziło 33.

Trochę rozczarowana zdecydowała się przeczytać co prezentuje jej „nowy” numer.

 

„Drodzy Mistrzowie

Liczby mistrzowskie są liczbami przeznaczenia, ale przeznaczenie nie jest ślepym losem ani fatum, nie jest też nakazem posłuszeństwa od bezlitosnego losu. Przeznaczenie jest zadaniem życiowym, które jednostka sama wybrała sobie do przeżycia”

Maria była zdezorientowana. Przesunęła stronę ponownie w dół, żeby jeszcze raz przeczytać  ten wstęp. Wyglądało na to, że dotyczył on ogólnie numerów mistrzowskich, bo konkretne numery były dopiero poniżej.  

 „Liczby mistrzowskie reprezentują osoby, które stoją na wyższym szczeblu ewolucji karmicznej. Obdarzone są wewnętrznym światłem i wyższą świadomością.

Osoby te wybrały te wibracje urodzenia, ponieważ są istotami o długiej drodze kosmicznej ewolucji, a gdy stają się świadome swojego kosmicznego zobowiązania służby innym, przychodzą na świat w celu by kochać, uczyć, prowadzić i chronić wszystkich ludzi. Kiedy projektują swoje wewnętrzne światło, oświetlają życie innych i inspirują ich do rozwoju”

Maria usiadłaby z wrażenie, gdyby nie to, że już siedziała. Musiała wziąć kilka głębszych oddechów, zanim drżącą ręką kliknęła w numer 33.

 

„Wibracja mistrzowska 33 to Miłość Uniwersalna. To wibracja Opiekuna, Przewodnika Duchowego.   Układ ponad podziałami, wibracja Rozjemcy, liczba Mistrza, Nauczyciela, Przewodnika.

Osoba, która posiada tę wibrację w swoim portrecie jest kimś w rodzaju Anioła Pokoju, Anioła Miłości, który kroczy po tej ziemi.

33 wibruje pod wpływem planety Neptun – wyższej oktawy Wenus – wyraża najczystszą wibrację miłości uniwersalnej. Mówi się, że to wibracja Chrystusowa – Mesjańska.

33 emanuje wiedzą, mądrością, samorozwojem – świadomością wiecznego ucznia i współczuciem. W strukturach karmicznych doświadczeń wibracja ta znaczy osobę, która wielokroć już żyła na Ziemi lub innych planetach i nazywana jest Starą Duszą.  Dusza ta ma głębokie doświadczenie i bardzo wysoką etykę wewnętrzną. Energetycznie jest wysoko rozwinięta. Jej życie na Ziemi naznaczone jest pracą dla ludzkości, doświadczeniami mistrza nauczyciela. Dusza, która posiada wibracje 33 może podjąć pracę dla ludzkości, ale nie ma obowiązku, to jest kwestia dojrzałości na poziomie świadomości i podjętych wyborów. W starożytnych świątyniach istoty te inkarnowały się jako kapłani posiadający prawo interpretacji pism i praw etycznych. Jeśli uzmysłowimy sobie jak wielkie jest to prawo, że pozwala kształtować umysły i prawa ludzkie, wtedy odnajdujemy esencję wewnętrzną mistrzostwa 33.

W istocie swej są to burzyciele zastanych systemów kontroli, innowatorzy szanujący kosmiczne prawa, życie ich jest powołaniem do przekazywania Uniwersalnego Prawa Harmonii i Równowagi do roznoszenia wokół Przesłania Miłości. Emanują dziecięcą łagodnością i bardzo często obdarzone są ogromnymi talentami artystycznymi.

33 to wibracja pozwalająca zgłębiać wiedzę tajemną, filozofię, mistykę i zjawiska paranormalne. 

Nieprzeciętna intuicja w połączeniu ze zdolnościami twórczymi, odczuwanie piękna i uczuć na tak głębokich i subtelnych poziomach, że osoby nią obdarzone potrafią je wyrazić poprzez linię, kolor, teksturę i formę.

Jeśli masz w swoim portrecie wibrację 33, to pamiętaj: nie wolno ci się zamykać tylko w przestrzeni swojego domu, swojej rodziny”.

 

Maria trzymała twarz w dłoniach, nie zdolna się poruszyć. Na całym ciele czuła przenikliwe dreszcze. Były tak mocne, że prawie podskakiwała na krześle. Zdała sobie sprawę, że płacze, a właściwie to wylewa potoki łez. Nawet nie próbowała, nie mogła bronić się przed nimi. Nie do końca rozumiała…, ale coś się w niej działo… Czuła ogromne wzruszenie, wewnętrzne poruszenie... Trwała tak, tracąc poczucie czasu.

Muszę wziąć się w garść – pomyślała w końcu przytomnie. Wstała i przeszła się po pokoju kilka razy.

Co ja wyprawiam? – powiedziała głośno, upominając siebie. Przecież to tylko horoskop, a ja jak ta głupia płaczę.

Usiadła i zaczęła czytać ponownie, z chłodnym podejściem.

To jest jak opis aniołów – pomyślała, analizując tekst – Czemu ktoś pisze taki horoskop dla ludzi…

Wiedza tajemna… Mistyka… Zjawiska paranormalne… - czytała i z niedowierzaniem czuła na nowo wzrastające w niej dreszcze – Wibracja Chrystusowa…

Łzy, wydawało się że opanowane, znów przerwały niewidzialną tamę. Dziwiła się skąd brało się w niej tyle łez. Nie potrafiła objąć przekazu tego tekstu. Niby wszystko rozumiała, ale chyba nie miała odwagi myśleć, że ta liczba dotyczy także jej…

Zadzwonił telefon!

W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje i gdzie. Dzwonił domowy telefon. Serce skoczyło jej z radości zgadując, że to Lilka.

- Halo…

- Cześć Mamuś! A co ty płaczesz? O Boże, co się stało?!

- Co… A nie, to nic. Nic się nie stało kochanie…

- Ale przecież słyszę po głosie, że płaczesz… płakałaś…

- Ach to – roześmiała się próbując szybko coś wymyślić – no… bo oglądałam taki uczuciowy film, no wiesz melodramat i wzruszyłam się – skłamała szybko, bo jakby miała wyjaśnić córce, że powodem płaczu jest jej horoskop?

Przeprosiła Lilę i poleciała do łazienki obmyć zapłakaną twarz i doprowadzić swój głos do porządku. Tak się cieszyła z telefonu córki! Z tej ekscytacji jej głos prawie wrócił do normy. Lilka, co prawda dociekała tytułu filmu, który tak mocno wzruszył mamę, ale Maria zasłoniła się nagłym zapomnieniem i dodała na koniec, że cóż – starość nie radość, obracając wszystko w żart.

Potem rozmawiały sobie o różnych sprawach, ważniejszych i mniej ważnych.  Maria była szczęśliwa mogąc słuchać głosu ukochanej córki.

Lila ogólnie była zadowolona. Z nauką nie miała problemu, ale praca czasami dawała jej nieźle w kość.  Pracowała w restauracji. Najpierw na zmywaku, bo w takim miejscu o pracę było najłatwiej, a jak jej angielski się poprawił szef zaproponował jej pracę kelnerki. Pracując tam przez rok przyzwyczaiła się i nabyła wprawy, ale to nie była lekka praca. Lila spekulowała, że w angielskich domach się nie gotuje. Każdego ranka, popołudnia i wieczoru restauracja była zajęta. Na śniadaniach było dużo osób, podczas lunchu jeszcze więcej, a kiedy nadchodziła pora późnego obiadu, pojawiały się całe rodziny. W weekendowe dni konsumenci czekali w kolejce na stolik.

Lila porozsyłała właśnie podania o nową pracę. Miała dość tego biegania przy stolikach, uśmiechania się żeby klient był zadowolony, kiedy sama padała z nóg. No i miała nadzieję, że trafi jej się jakaś fajna praca, w której będzie mogła się rozwijać.

Maria zagrzewała córkę całym sercem i wspomagała obietnicą trzymania kciuków. Sama pochwaliła się radośnie, że biega. Zachwyt w głosie córki uzmysłowił jej przesadę w podanym niusie. Sprostowała zaraz, że dopiero zaczęła, ale że będzie biegać w weekendy. Lila ucieszyła się i zaoferowała także trzymanie kciuków, a potem dodała:

- Wiesz Mamuś, powinnaś jednak kogoś poznać. Jesteś młoda i atrakcyjna, a żyjesz tak samotnie. Martwię się o ciebie.

- Kochanie, już to przerabiałam, przecież wiesz.

- No tak… ale przecież nie wszyscy faceci to kretyni, może za szybko zrezygnowałaś…

Na zakończenie rozmowy Maria zapewniła córkę, że samej jest jej całkiem dobrze i żeby się o nią nie martwiła. Dodała, że jak samotność będzie jej za bardzo dokuczać to dołączy do społeczności dziadka. Wizja rozrywki wśród emerytów wprowadziła obie w wesoły nastrój i rozłączyły się bez smutku.

Resztę wieczoru Maria spędziła przy telewizorze, ale rozpraszała się co chwilę, myśli uciekały jej w stronę córki. Boże, proszę, niech moje dziecko znajdzie fajną i lekką pracę – złożyła dłonie i wzrok skierowała ku górze – I niech trafi na dobrego, wartościowego chłopaka, który będzie ją kochał przez całe życie. Sama nie wiedziała czy wierzy w te modlitwy czy nie, ale jednak gdy coś ważnego działo się w jej życiu, zawsze odruchowo zwracała się do Boga.

Maria rozmyślała o ostatnich dniach. Miała wrażenie, iż weekend trwał co najmniej tydzień. Wydarzyło się tyle rzeczy. Niektóre były tak niewiarygodne…  Chciałaby komuś to wszystko opowiedzieć, ale kto jej uwierzy…

cdn.